Choć "Peterloo" jest opowieścią o ważnych dla podstaw demokracji ideach i ich znaczącym wpływie na losy zbiorowości, równocześnie przekształca się – mimo malarskiej urody kadrów – w najmniej
Poczciwy chłopiec wraca z pola bitwy prosto w ramiona ubogiej matki. Nie potrafi przestać płakać. Po powrocie przez większość czasu milczy, chłonie zmieniającą się dookoła rzeczywistość. Po jego wyrazie twarzy widać, że nie pojmuje znaczenia rewolucyjnych haseł, jakie w jego otoczeniu się nieustannie mnożą. "Wolność albo śmierć!" – krzyczą dookoła niego transparenty nieczułe na to, że młodemu człowiekowi udało się cudem ocalić z pola bitwy. Kto by pomyślał, że przyjdzie mu wkrótce zginąć z rąk własnych pobratymców…
Najnowsze dzieło Mike'a Leigh portretuje kulisy krwawych wydarzeń z sierpnia 1819 roku i tzw. masakry Peterloo w Manchesterze. Charakterystycznie brzmiąca nazwa odnosi się ironicznie do – jakże emblematycznego – brytyjskiego zwycięstwa pod Waterloo nad wojskami Napoleona. Zgromadzenie o pokojowym charakterze nawołujące do rozszerzenia karty swobód obywatelskich zostało brutalnie stłumione przez lokalne władze obawiające się – na fali Wielkiej Rewolucji Francuskiej – społeczno-politycznej rewolty. Wojskowa żandarmeria versus nieuzbrojeni cywile – kobiety, mężczyźni i dzieci. W jednym z wywiadów reżyser "Happy go lucky" uznał, że ten ważny i bolesny epizod z dziejów jego ojczyzny traktowany jest zarówno w szkołach, jak i w debacie publicznej po macoszemu. Szlachetność intencji twórcy zostaje jednak stłamszona przez nachalną retorykę, która przenika na wskroś patriotyczny, a przede wszystkim patetyczny fresk brytyjskiego reżysera.
Leigh świadomie estetyzuje obraz filmowy, tak aby poszczególne często statyczne kadry przypominały malarskie płótna. Reżyser "Pana Turnera" uszlachetnia tym samym prowincjonalną codzienność i prostotę ludzi nieuprzywilejowanych, lecz wielce poczciwych. Twórca kieruje ich w stronę wydobywające z mroku światło, kreśli sylwetki bohaterów, podkreślając, że należy im się miejsce w tej wrogiej ideologicznie przestrzeni. Jednostki w obliczu machiny państwowej, polityki, która odbiera jej przede wszystkim godność. Leigh w sposób jaskrawy uderza w niehumanitarność władzy, czyniąc ją obiektem nie tylko nienawistnym, lecz również kalekim i wizualnie obrzydliwym. Ci, co w swoich sądach powołują się na Boga, okazują się jego największymi przeciwnikami – zdaje się kaznodziejsko prawić z ekranu brytyjski mistrz.
Pietyzm, z jakim reżyser dokonuje rekonstrukcji spotkań, a przede wszystkim długich przemów poszczególnych liderów rządowej opozycji, z czasem przestaje wywoływać podziw, a zaczyna – znużenie. Choć "Peterloo" jest opowieścią o ważnych dla podstaw demokracji ideach i ich znaczącym wpływie na losy zbiorowości, równocześnie przekształca się – mimo malarskiej urody wspomnianych kadrów – w najmniej "filmowy" film w twórczości Mike’a Leigh. Ze świecą by szukać alegorycznych sekwencji montażowych czy innych prób kondensacji bogactwa materiału historycznego. Brytyjczyk postawił wszystko na jedną kartę, decydując się na niemiłosiernie rozciągniętą w czasie rejestrację niekończącego się potoku słów.
Uprawianej przez Brytyjczyka ekranowej historiografii może i daleko do hagiografii, jednakże w skostniałym emocjonalnie "Peterloo" zawodzi przede wszystkim zdolność wywołania zaangażowania. Reżyser wpada w podobną pułapkę, co liderzy tytułowej manifestacji – nie potrafi zaangażować ani serc, ani umysłów tych, którzy winni ten "wiatr przemian" wspomóc. W ujęciu Brytyjczyka mamy do czynienia albo ze złem absolutnym, albo z pozbawionym charyzmy dobrem. W jego opowieści brakuje intrygujących stanów pośrednich, próby zakreślenia dwuznaczności intencji po stronie wysoko urodzonych liderów opozycji walczących o prawa niższej warstwy społecznej. Jak mawia jedna z postaci w filmie: To niczyja wina błądzić w ciemności. Tragedia następuje wtedy, kiedy ktoś żyje, bojąc się światła. To doprawdy ironiczne stwierdzenie, zważywszy na ilość moralnego i psychologicznego światłocienia, które prezentował w swoim bogatym dorobku Leigh przez wiele dekad.